sobota, 17 grudnia 2016

Rozdział II


Perspektywa Toksyny
 
     O matulu i córulu, dom Rozy był naprawdę przestronny. A ludu było od wała i ciut ciut, więc nie dziwne, że w pewnym momencie straciłam z zasięgu wzroku Kamilę.
     Kij, może nic jej się nie stanie.
     Próbowałam złapać rytm. Taniec w trampkach był fajny, bo nie bałam się o to, że gdzieś się wywalę. W końcu poczułam dotyk na swoim ramieniu, więc odwróciłam się. Za mną, no właściwie teraz przede mną stał niewiele wyższy ode mnie blondyn. Cóż, gdy ma się metr siedemdziesiąt, każdy jest niewiele wyższy lub o głowę niższy. Taka prawda.
     - Widzę, że świetnie się bawisz - powiedział z uśmiechem Nataniel.
     Przeczesałam dłonią rozpuszczone włosy.
     - Wyglądasz trochę... inaczej niż w szkole.
     - Przyzwyczajaj się, Natanielu. Tak tylko wyglądam dla stworzenia pozorów, że nie będzie ze mną kłopotów - wzruszyłam ramionami.
     - Widzę, że jesteś zadziorna, wadero
     To, co powiedział, wprawiło mnie w osłupienie.  
    Skąd on wie!?
     - Wait... skąd wiesz, że jestem wilczycą? - zapytałam podejrzliwie.
     Ej, no w sumie jesteśmy na wyspie, gdzie każdy w zasadzie wie, kto kim jest. No dobra, nie zawsze.
     - Kitsune mogą zaglądać w umysły, droga Toksyno. - powiedział głosem, jaki przyprawił mnie o dreszczyk.
     - Yako, Zenko? - zapytałam z ciekawości.
     - Zenko - odpowiedział z promiennym uśmiechem. - Chodź, napijemy się czegoś może, co?
      Cóż, słowo można powiedzieć, że czynem się stało. Po chwili wylądowaliśmy na kanapie z mocnymi drinkami. Jeden kieliszek, drugi, trzeci i tak dalej, a w głowie szumiało coraz bardziej. Nataniel chyba nie miał zbyt mocnej główki, bo po pół godziny był dosłownie "baja bongo".
      W sumie, ja też byłam "baja bongo". Zaczęliśmy się ganiać po pijaku. Najpierw po salonie, potem po kuchni, aż w końcu do tego dołączyły się schody. I nie wiem, jakim cudem, ale wylądowaliśmy w wannie. A potem? Oboje z flasią w łapce, popijaliśmy gorzałę między napadami głupawki. A potem? Urwał mi się film!
~*~
      Mój baniak... Matko kochana, czemu mi tak zimno?
     Otworzyłam swoje naćpane oczęta. Leżałam w pustej wannie, na Natanielu, który był bez koszulki... O cholera. Ja byłam bez koszuli i bokserki, a rajstopy w strzępach. Pamiętam, że ganialiśmy się po całej chałupie, a potem wylądowaliśmy tutaj, ale jeszcze miałam na sobie tą brakującą część ubrania.
     O matko. Ja byłam pijana. Nat też baja bongo. 
     Wokół mnie zaczęło robić się naprawdę zimno.
      Kitsune się poruszył. Zobaczyłam jego biały, puszysty ogon, który zaraz mu chyba z dupy wyrwę. Potrząsnęłam mocniej jego ramieniem.
     - Zboczeńcu! Debilu! Idioto! Dziadu kalwaryjski, nie daruję ci tej nocy! - darłam się jak chyba jeszcze nigdy.
     - C...co do... - Moore raczył otworzyć swoje skacowane oczątka w kolorze płynnego, lipowego miodu. Ja ci dam, "co do"!
     - Jeszcze się bezczelnie pytasz!? Jestem bez koszuli i bokserki, a rajstopy są podarte! Wytłumaczysz mi łaskawco, co tu do cholery jasnej miało miejsce, jak byliśmy totalnie wrypani?!
     - Mateńko, mnie się pytasz? Nie pamiętam! - wyjęczał chłopak, wygrzebując się spode mnie.
     Nagle zauważyłam ślady pazurów na torsie chłopaka. Musiałam go podrapać.
     Zoofil!
      Nagle zauważyłam swoją koszulę. Wyskoczyłam z wanny i zakładając oraz zapinając w biegu koszulę, wyleciałam jak burza z pomieszczenia. Zleciałam na dół. Chrzanić to, że makijaż mi się rozmazał i wyglądam jak taka czupakabra. Moim oczom ukazał się... sajgon? Nie. To nie jest właściwe słowo. Burdel. O, to to, czego szukałam. Moim oczom ukazał się burdel. Wszędzie były retrospekcje z przystawek, a po podłodze walały się "zwłoki". No, czyli masa krytyczna została przekroczona. I to naprawdę musiała być impreza. Nie. To była libacja. Bo po imprezie jest jeszcze jako tako lud do ogarnięcia. Na jednej z kanap zauważyłam Kamilę i jakiegoś czerwonowłosego chłopaka. Oboje trzymali przed sobą miski. W pewnym momencie chłopak zwrócił to co zjadł i wypił, a do moich nozdrzy dopadł smród wymiocin.
     - Kamila!
     - O, Toksyna! - powiedziała przyjaciółka, nim zwróciła. - Gdzie byłaś?
     - Kurwa, w wannie z Natanielem. No i nie pamiętam, co się działo, bo padłam, a jak się obudziłam, byłam nie dość, że bez koszuli, to jeszcze i bez bluzki pod spodem i rajstopy są w strzępach. I pomyśl, co se pomyślałam! - wykrzyczałam na jednym wdechu. - Niech no tylko Rakanoth się dowie! Zrobi mu z dupy średniowiecze!
     - Cooooo!? Zajebię zboka! - krzyknęła Nefilimka i zerwała się z kanapy.
      Nataniel właśnie schodził ze schodów, trzymając się za głowę. Miał już na sobie koszulkę z nadrukiem z krawatem oraz ciemnogranatowe jeansy. Kamila podeszła do niego i jak nie przygrzała mu z kopa tam gdzie słońce nie dochodzi...
     O mateńko…
     - Oł... - jęknął Nataniel i zgiął się w pół.
      Chyba nie muszę dodawać, że zwalił się z ósmego stopnia? Dobrze tak dziadowi! Imbecyl! Chcicy dostał to i musiał się wyżyć. Tylko chyba ja mu wtedy załatwiłam ranki na klacie. Dziad kalwaryjski!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz