sobota, 24 grudnia 2016

Special na święta ^^

Perspektywa Kamili

Jak co roku, w ten jeden dzień byłam szczęśliwa, że zadzwonił budzik. Wstałam pełna energii i wypoczęta. W ten jeden magiczny dzień byłam gotowa do wszystkiego. Czym prędzej poszłam się ogarnąć. Po godzinie byłam w pełni gotowa. Włosy spięte były w koka i obwiązane czarną bandamką, a twarz lekko pomalowaną. Miałam na sobie bordowe zakolanówki w płatki śniegu, czarne, krótkie spodenki i bordową, krótką bluzę z napisem "christmas ". Tak, zgadliście. Były święta. Ten jeden, wspaniały dzień w roku, który kochałam. Mogłam go w pełni spędzić z rodziną i przyjaciółmi. Jak co roku wraz z rodzicami jechałam na święta do Toksyny. W jej ogromnym domu w lesie zbierała się cała wataha, więc wigilia spędzona tam była naprawdę magiczna. 
            Z torbą, która spakowałam dzień wcześniej zbiegłam na dół. W salonie czekali już rodzice. 
-Dzień dobry kochanie, wesołych świąt- powiedziała mama. 
-Dzień dobry, wesołych świąt- odpowiedziałam, uśmiechając się. 
-W kuchni masz śniadanie, zjedz je szybko, bo zaraz przyjedzie Rakanoth- powiedział tata. 
Szybko poszłam do kuchni i zjadłam pyszne gofry. Gdy już kończyłam usłyszałam dzwonek do drzwi. Wypiłam sok, a ostatniego gofra włożyłam sobie do buzi i pobiegłam do przedpokoju. Stał w nim młody wilk ubrany w czarne spodnie i sweterek z reniferem. Zaśmiałam się na ten iście uroczy widok. 
-Kamila nie zadzieraj ze mną- powiedział niby groźnie chłopak. 
-Wyglądasz słodziaśnie. To na pewno zasługa twojej mamy- odparłam, zakładając buty na koturnie. 
-Niestety tak, ale nie martw się, nie będziesz gorsza. Od wczoraj nawija jak to będziemy wyglądać słitaśnie mając wszyscy sweterki świąteczne. 
-Ej, nie! Ja mam moją kochaną bluzę- powiedziałam, trochę udając smutną. 
Rakanoth uśmiechnął się czule. Bluzę tę dostałam w ubiegłe święta, właśnie od niego.
            Wilk wziął moja torbę i całą naszą czwórkę teleportował do ich domu. Znaleźliśmy się w wielkim białym holu.
-Kamila! -usłyszałam krzyk Toksyny. 
Radosna dziewczyna podbiegła do mnie z prędkością światła. Gdyby nie jej brat, który mnie złapał, upadłybyśmy na twardą posadzkę. 
-Toxic też się cieszę, ale daj mi złapać oddech- zaśmiałam się. -Zresztą zamarzam. 
Przyjaciółka odsunęła się ode mnie, a ja odruchowo przetarłam ramiona. 
-Oj kochanie, zawsze zapominasz- powiedziała mama rodzeństwa. 
-Dzień dobry- przywitałam się.
-Dzień dobry skarbie. Tu masz swój sweterek ode mnie. W tym roku będziesz dekorować. Do pomocy wzięłam ci Rakanoth'a. 
Zaśmiałam się patrząc na chłopaka. Jego rodzina od zawsze była za tym, żeby nas zesfatać. Dlatego co kroku dziwnym trafem to właśnie on pomagał mi w przygotowaniach wigilijnych. 
            Razem z wilkiem poszłam do salonu, gdzie stały już kartony z dekoracjami. 
-Zaczynamy od choinki? -zapytał czarnowłosy. 
-Tak! -krzyknęłam podekscytowana. 
Rakanoth zaśmiał się i wyciągnął lampki. Ja natomiast ustawiłam drabinę przy choince. Weszłam na nią i zabrałam od przyjaciela lampki. Powoli zaczęłam je owijać wokół drzewka. Stanęłam na palcach i wychyliłam się, żeby zawiesić światełka z tyły, jednak straciłam równowagę i poleciałam na choinke. 
-Ty mała niezdaro- zaśmiał się Rakanoth. 
Chłopak wyciągnął telefon i zrobił mi zdjęcie, a następnie pokazał. Leżała na choince, zaplątana w lampki.
-Bardzo śmieszne, pomóż mi to naprawić. 
Po godzinie uporaliśmy się z drzewkiem. Przyszła, więc pora na stół. Przy dekorowaniu było dużo zabawy. Wieszaliśmy sobie łańcuchy na szyi i robiliśmy zdjęcia. Gdy cały salon wręcz kipił świętami, poszłam z czarnowłosym poszukać przyjaciółki. Obiecałam jej, że razem ozdobimy hol. 
            Toksyna siedziała w kuchni piekąc ciasteczka. Podeszłam do miski z ciastem i gdy już miałam nabrać czekoladową masę na palec, dostałam w rękę drewnianą łyżką. Przyciągnęłam dłoń do klatki piersiowej.
-Toxic- powiedziałam z wyrzutem. 
-Zero podjadania- odparła, śmiejąc się. 
Zrobiłam skwaszoną minę i wystawiłam jej język.
-A żeby ci wiatrak mąki nie mielił- powiedziałam.
-A tobie niech krowy mleka nie dają.
-Dobra laski luzujcie majty idziemy stroić hol- oznajmił czarnowłosy. 
Z wilczycą wybuchnęłam śmiechem i przytuliłam się.
            Cała trójką poszliśmy do holu.
-Zaczynamy od schodów? -zaproponowała czarnowłosa.
Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się. Toxic zaczęła ozdabiać prawą część schodów, a ja lewą. Gdy obie zeszłyśmy na dół i spojrzałyśmy na efekt końcowy zaniemówiłyśmy, wyglądało to mega okropnie. 
-Miałyśmy ozdabiać złotymi łańcuchami- powiedziałam. 
-Nie. Miały być zielone.
-Toksyma wiem ci mówiliśmy, miały być złote. 
-Nie, zielone. 
-Złote! 
-Zielone!
            Zaczęło mi się robić zimno, przez chłód bijący od przyjaciółki, jednak ignorowałam go i dalej się z nią wykłócałam. W pewnym momencie Rakanoth wybuchnął śmiechem, a my dwie jak jeden mąż zgromiłyśmy go zabójczym spojrzeniem. 
-Z czego rżysz?! -warknęła Toxic.
Podłoga oszroniła się, a jej ręce zaczęły formować niebieskie kule. Z włosów jak zwykle wystawały uszy,  z tyłeczka ogon.
-Ej, siora spokojnie. 
-Kochanie moje, czy to wydaje ci się zabawne? –zapytałam, tworząc kulę z mocy.
-Laski luz, ja tylko...
-Na niego! -krzyknęłam z Toxic. 
Wilczyca rzuciła w chłopaka kulą ze śniegiem, a ja pod jego nogami wylałam wodę, przez co on upadł. Gdy nasz kochany towarzysz chciał wstać Toksyna zamroziła kałużę, a jej brat powtórnie wylądował na ziemi. Gdy popatrzył na nas oczami zbitego psa, wilczyca rzuciła mu kulą śniegu w twarz, a ja zrobiłam zdjęcie. Przybiłyśmy sobie piątkę i stuknęłyśmy się biodrami.
-Dalej ci do śmiechu braciszku? 
-Ani trochę. 
            Gdy wilk sprzatał bałagan i się przebierał doszłam z waderą do rozejmu. Łańcuchy na schodach były zielone, a do nich przyczepione zostały złote bombki. Później ubieraliśmy małe choinki stojące na stoliczkach i dekorowaliśmy drzwi. Na samym końcu Rakanoth uparł się by powiesić jemiołę na żyrandolu. Nie było to specjalnie trudne, bo potrzeba było tylko trochę mojej magii. Gdy skończyliśmy była godzina szesnasta, a więc czas by iść do pokoi się szykować. 
            Mega podekscytowana poszłam do pokoju Toxic. Wzięłyśmy długą kąpiel z pianą. Po drodze oczywiście nawalałyśmy się tą pianą jak głupie, przez co pół łazienki było zalane. Z racji tego, że  jesteśmy za bardzo leniwe i nie chciało nam się tego wycierać w normalny sposób, użyłam znów trochę magi. Jednak rozproszyłam się i z łazienki zrobiła nam się sauna. Szybko wyszłyśmy z pomieszczenia do pokoju wilczycy. 
-Nigdy nie byłyśmy mądre- zaśmiała się Toksyna. 
-Niestety- odparłam. -Dobra, zwijamy dupy, bo mamy tylko dwie godziny.

~~*~~

            Roześmiane wyszłyśmy z pokoju Toxic. Dziewczyna miała na sobie przepiękną czarną sukienkę i zielone szpilki. Na jej długiej szyi wisiał naszyjnik, dzięki któremu mogła się teleportować. Ja natomiast ubrałam czarną sukienkę z brzoskwiniową tasiemką w talii, bez ramion. Żeby poczuć się wyższa ubrałam czarne szpilki. Nasze makijaże były śmielsze niż na codzień, jednak nie przesadzone. 
            Radosne poszłyśmy do salonu, gdzie zbierała się już cała wataha. Gdy wszyscy przyszli usiedliśmy do stołu. Oczywiście ja siedziałam pomiędzy Toksyną, a Rakanoth'em.

~~*~~

            Po kolacji przyszedł czas na spacer. Zawsze wszyscy szliśmy przejść się lasem. Było to połączone z szukaniem prezentów. Była z tego fajna zabawa, którą wszyscy lubili. Każdy robił to osobno, bo prezenty było porozrzucane po całym lesie. Dostawaliśmy tylko karteczki z podpowiedziami. 
            Ubrałam się najpóźniej, ponieważ chciałam się przebrać żeby było mi cieplej.  W rurkach i grubej bluzie zeszłam na dół, gdzie o dziwo czekał na mnie czarnowłosy. 
-A ty nie na poszukiwaniach? -zapytałam. 
-Chciałem iść z tobą i Toxic, ale ona gdzieś mi uciekła. Może ją znajdziemy i pójdziemy w trójkę?
-Możemy spróbować. 
Gdy mijałam chlopaka, ten złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie. 
-Rakanoth, o co ci...?-zaczęłam zdezorientowana. 
-Nie wymigasz się. Patrz co jest nad nami- powiedział. 
Spojrzałam na górę i ujrzałam jemiołę, którą powiesiliśmy popołudniu. Uśmiechnęłam się do niego i dałam mu buziaka. 
-Jesteś niemożliwy- zaśmiałam się, ubierając kozaki. 
-Mam was! Mama będzie taka zadowolona! 
Spojrzałam na drzwi, a których stała Toksyna. W rękach dzierżyła aparat. 
-Wyglądacie uroczo. 
Wilczyca zrobiła nam zdjęcie akurat, gdy dawałam buziak jej bratu. Z wilkiem wybuchłam śmiechem i ubrałam płaszcz. 
-Sprężajcie tyłki i idziemy szukać prezentów! -krzyknęła podekscytowana dziewczyna. 
W jej fiołkowych oczach dostrzegałam urocze iskierki. 
            Całą trójką ruszyliśmy na poszukiwania, które nie zajęły nam dużo czasu. Jednak z racji tego, że wyszliśmy ostatni, ostatni też przyszliśmy. Mama rodzeństwa zrobiła nam gorącą czekoladę i jak co roku wszyscy usiedliśmy przed kominkiem, ogrzewając się. Toksyna nie mogła się powstrzymać i zrobiła nam wszystkim wspólne selfie. Tego dnia była naszym fotografem, zresztą jak co roku.
            Gdy wszyscy się ogrzaliśmy przyszedł czas na otworzenie prezentów, a później rozmawialiśmy do późna. Niby święta jak co roku, jednak wyjątkowe. Co roku było dużo śmiesznych akcji i wygłupów, pełno wspomnień, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz