niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział VI

Kochani! Z tej strony Toksyna! Chciałabym was przeprosić za to karygodne opóźnienie, ale właśnie zjawiam się, by przebłagać was nowym rozdziałem "Słodkiej Odmienności"
Tylko nie mówcie nic Kamili, bo mnie zabije. XD Także ten, no... enjoy! Zapraszamy także do komentowania i wyrażania swoich opinii!

Perspektywa Toksyny

     Kamila i Rakanoth? No, tego się nie spodziewałam! Ale szczerze mówiąc, to pasują do siebie. Nataniela odprowadziłam do drzwi, ze śmiechem żegnając kolegę. Cóż. Wieczór pełen wrażeń, nie powiem. Zamknęłam drzwi na klucz, a kiedy się odwróciłam, Rakanoth rozlokował się już na kanapie w salonie. Właściwie to przysypiał. Uśmiechnęłam się i cichutko przeszłam obok niego tak, by go nie obudzić. Szybko wspięłam się po schodach na górę i weszłam do swego "królestwa". Z szafki wyjęłam szarozieloną koszulkę i czarne spodenki. Z ulgą wczołgałam się pod limonkowozieloną pościel w czarne tygrysie pasy. Moja ulubiona kolorystyka. Zamknęłam oczy...
***
     Pobudkę zgotował mi budzik, który ustawiam o wiele wcześniej niż Kamila. Może i w moim pokoju panuje większy bajzel, ale ja za to trochę lepiej się organizuję. Z niechęcią wyczołgałam się spod limonkowozielonej kołdry w czarne tygrysie pasy. Doskoczyłam do szafy, z której wyciągnęłam czarny t-shirt z napisem "Suprise, I'm your nightmare", ciemne jeansy z doczepionymi agrafkami, biało-czarny bezrękawnik z kapturem i uszami kota oraz ocieplacze na łapki. Takie w poziome paski w tych samych kolorkach co reszta garderoby. Soł tró imoł, czyż nie? Makijaż był mocniejszy niż pierwszego dnia. Suprise, oto prawdziwa Toksyna, której jak zaleziecie za skórę to zrobi piekiełko. A że będzie w nim pizgało, to już inna kwestia. Włosy związałam w wysoką kitkę. Ok, I'm ready.
      Zgarnęłam swój plecak z przeróżnymi naszywkami i przypinkami, po czym zleciałam na dół. A na dole? Rakanocika już nie było. Od dupy mu odelżało. To dobrze. Zrobiłam kanapki dla naszej trójcy świętej, położyłam na talerzu i sama zwinęłam jedną. Zabrałam się do jej konsumpcji, czekając, aż "zakochana para" zejdzie na dół...
***
     Drugą lekcją miało być NKzM, czyli nauka korzystania z mocy. Ku mojemu, Kami i całego cyrku zwanego "klasą" zaskoczeniu, miały to być zajęcia praktyczne, a każdy mówił, że jest tylko teoria. Staliśmy w sali gimnastycznej, każdy w swojej półformie, jak Bozia przykazała. Cóż, co nauczyciel to inny sposób nauczania. Pomińmy. Poprawiłam kamizelkę i podrapałam się po głowie. Kamila patrzyła na Kastiela, ze wzajemnością. Kuźwa, to zaczyna przypominać "Zmierzch" czy "Pamiętniki Wampirów". Na serio! Ciszę przerywał co jakiś czas czyjś chichot.
     - Patrzcie na tą Toksynkę! - usłyszałam w pewnym momencie. - Widać, że musiała nieźle się wysilić, żeby wydobyć te ciuszki ze śmietnika... A może nie wie, że skarpety nosi się na nogach, a nie łapkach?
     - Patrzcie na tą Barbie! - prychnęłam w odwecie. - Biedna ma tak nudne życie towarzyskie, że aż musi zainteresować się cudzym... Idź się pobaw z dajmonami, bo chyba tylko one cię rozumieją...
     Po towarzystwie przetoczyła się fala śmiechu. Wnerwiona blondie, która śmiała spróbować obrobić mi dupę, aktualnie mało nie waliła piorunami z oczu, patrząc na moją skromną osobę.
     - Jeszcze się policzymy, Romance! - warknęła i polazła gdzieś, postukując swoimi półmetrowymi szpilami.
     - O ile zakład, że będzie chciała, by ktoś napisał jej usprawiedliwienie? - mruknęła Rozalia, mrużąc lekko powieki.
     - HGW. Niech se robi co chce, najwyżej przymrożę jej to i owo... - uśmiechnęłam się.
     W pewnym momencie usłyszałam trzask. Zduszony okrzyk zaskoczenia i powietrze przeciął zapach...
     Łowcy. Nie mogłam się mylić. Ale przecież bariera... Ale niezawodny zmysł węchu wskazywał na jedno. Nataniel wybiegł z sali gimnastycznej w poszukiwaniu siostry. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Nagle ktoś przystawił mi nóż do gardła. Zakapturzona postać.
     Poczułam, że mój napastnik nadciął delikatnie skórę. Maleńką stróżką popłynęła krew. Byłam przerażona. Zastrzygłam uszami. Spojrzałam na Kamilę. W ręku dzierżyła miecz, Kastiel dwie kusze ręczne, gdyż pistoletów nie można było przynosić. Jaka szkoda... Nie mogłam się szarpnąć, inaczej ostrze przetnie moją tętnicę. A wtedy Toxic is dead. I tyle z tematu...
     Po mojej skórze przebiegł dreszcz. Czekałam na jakąkolwiek reakcję ze strony klasy. Nagle Kamila wyrwała do przodu, chcąc zamachnąć się mieczem. Jednak łowca użył mnie jako żywej tarczy... metal zatrzymał się, niemal dotykając mojego brzucha. Byliśmy delikatnie mówiąc - w dupie.
     - Czego chcesz?! - syknęłam. Jednak bałam się jak jasna cholera.
     - A czego może chcieć łowca? - spytał.
     Nagle usłyszałam odgłos uderzenia. Łowca osunął się, wciąż trzymając w dłoni nóż. Ostatnim odruchem rozciął mi policzek. Krzyknęłam z bólu i skuliłam się. Krew, tyle krwi... Odwróciłam się, wzrokiem napotykając Nataniela trzymającego w dłoni łopatę...

sobota, 21 stycznia 2017

Rozdział V

Perspektywa Kamili

            Trzymając miecz przy sobie sprawdzałam teren wokół domu. Włamywacz był sprytny i wkoło rozsypał werbenę i rumianek, które przygłuszyły jego zapach. Nie można było określić, do jakiej grupy należy. Sprawdziwszy wszystko wróciłam do domu. Toksyna i Nataniel siedzieli w pokoju Rakanoth`a, który się obudził.
            Pod jego okiem widziałam czerwony ślad, który przemieni się w piękne limo.
-Nic nie pamiętasz? –Zapytał Nataniel.
-Jaki kawałka –odpowiedział chłopak.
-A zapach? –Zapytałam opuszczając miecz.
-Miał rumianek i werbenę –odparł.- Nic nie wyczułem. To była niecała sekunda.
-Wkoło domu też nic nie ma. Porozrzucał zioła –mruknęłam.
Widziałam, że ogon Nataniel już się schował. Za to uszy i ogon Toxic opadły. Wyrażały smutek i rozpacz. Wilczyca przytulała brata, a jej oczy wyrażały ból i smutek.
-Toksyna będzie mu zimno –powiedziałam.
Dziewczyna odsunęła się z niechęcią od brata.
-Dzięki mała, w prawdzie już mi zimno.
Wilk uśmiechnął się szeroko, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Podeszłam do łóżka i okryłam go kocem.
-Sory, że się wtrącam, ale…Tu jest okno wybite. Gdzie on będzie spał? –Zapytał Nataniel.
            Razem z przyjaciółką popatrzyłyśmy na niego zdziwione.
-Oj Nataniel panikujesz –zaczął czarnowłosy –prześpię się na kanapie.
-Tylko żeby nic ci się nie stało –powiedziała Toksyna i znowu wtuliła się w brata.
-Oj przesadzasz maleńka. Nic mi się nie stanie. Kamila sprawdzała teren i jest spoko, nie? –Uspokajał ją.
Podeszłam i przeczesałam palcami kosmyki włosów przyjaciółki.
-Według mnie wszyscy powinniśmy już iść spać. Jutro trzeba iść do szkoły –powiedziałam.
Szkolny gospodarz i starszy Romance zgodzili się ze mną. Blondasek wziął Toxic pod ramię i zaprowadził do pokoju.
            Rakanoth chciał wstać, ale zachwiał się, a ja go złapałam. No może nie do końca. Chłopak był dla mnie za ciężki i silny. W efekcie upadliśmy na podłogę zderzając się głowami. Huk był niesamowity, tak samo jak ból głowy.
-Przepraszam –mruknął czarnowłosy.
-Nic mi nie jest, spoko –odparłam.
Spojrzałam w jego oczy. Miały przyjemny kolor młodych liści. Mogłam w nie patrzeć dość długo. Czułam się nimi oczarowana. Moje serce szybciej zabiło, a krew zawrzała. Podniosłam rękę, chcą sprawdzić gładkość skóry brata mojej przyjaciółki. Nie czułam jak to robiłam. Tak jakby robił to ktoś inny, władał nad moim ciałem. Chłopak przymknął oczy i odgarnął moje niesforne kosmyki włosów za ucho.
-Jesteś tak piękna –wyszeptał aksamitnym głosem.
Jego dłoń powędrowała na mój podbródek, a kciuk pogładził rozwarte wargi. Wilk zaczął zbliżać swoją twarz do mojej.
            No, ale nic, co piękne nie trwa długo. Do pokoju wbiegła rozjuszona Toksyna, a zaraz za nią Nataniel.
-Nic wam nie…! O kurwa!
Wilczyca spojrzała na nas zdziwiona, a my szybko odskoczyliśmy do siebie. Oczywiście musiałam zderzyć się z chłopakiem głową. Jednak po chwili siedzieliśmy jakiś kawałek od siebie na podłodze. Spojrzałam na przyjaciółkę. Jej usta były rozwarte, nie wiedziała, co powiedzieć. Nataniel stał obok z ogromnym rumieńcem i zdziwieniem wypisanym na twarzy.
-Ja myślałam… Hukło i… Ktoś... Wszedł… Przepraszam!
Wilczyca wybiegła z pokoju, a za nią Nataniel.
            Odetchnęłam głęboko i przeczesałam dłonią włosy. Rakanoth zrobił to samo. Gdy tylko na niego spojrzałam dostałam rumieńca, tak jak dwójka licealistów przede mną. Szybko wstałam i wybiegłam z pokoju. Wbiegłam do swojego i zamknęłam drzwi na klucz. Skuliłam się pod drzwiami i starałam opanować myśli.
My się prawie pocałowaliśmy! To brat mojej przyjaciółki! Przecież ona mnie zabije! Kurwa no! Jestem głupia!
Spojrzałam na swój pokój. Czarne ściany z białymi akcentami. Naprzeciwko mnie łóżko, a dalej okno z szerokim parapetem. Przy łóżku po obu stronach czarne szafki nocne. Po mojej lewej drzwi do łazienki, szafa i biurko. Przed łóżkiem biały, miękki dywan na ciemnych panelach. Czerń i mrok, tak jak lubiłam. Samotność w tym pokoju była rozkoszą. W przeciwieństwie do Toksyny sprzątałam w pokoju. Więc zawsze było tam znośnie.
            Ubrałam się w czarne, krótkie spodenki, białą przetartą koszulkę i położyłam pod biało-czarną pościelą. Telefon ładował się na szafce nocnej. A miecz… No cóż został w pokoju pana, z którym prawie się całowałam.
Wezmę go jutro…
Zamknęłam zmęczone oczy. Dość szybko wpadłam w objęcia morfeusza.


            Obudził mnie ryk budzika. Niechętnie usiadłam na łóżku i roztarłam zaspane oczy. Szybko podeszłam do szafy. Wybrałam szare rurki, białą bokserkę i sweterek, tego samego koloru, na jedno ramię. Wzięłam prysznic, ubrałam się i lekko pomalowałam. Szybko się spakowałam i otworzyłam drzwi.
            Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy przed drzwiami ujrzałam pana Romance z piąstką uniesioną do góry.
Chciał zapukać…
-Em…Coś się stało? –Zapytałam, poprawiając czarny plecak na ramieniu.
-Ja…Chciałem przeprosić za wczoraj. To nie powinno się wydarzyć, ja…Straciłem kontrolę…Przepraszam Kam –powiedział spuszczając głowę.
-Okej. Nic się nie stało.
-Em…Mam twój miecz…
-Dzięki.
Uśmiechnęłam się do niego lekko i rzuciłam broń na łóżko. Razem z chłopakiem zeszłam na dół. W kuchni siedziała Toksyna. Zjedliśmy śniadanie w niezręcznej ciszy, a później poszliśmy do szkoły.

            O pierwszej lekcji czarnowłosa przyjaciółka zaciągnęła mnie do toalety.
-Łączy cię coś z Rakanoth`em? –Zapytała.
-Ja…To wczoraj…To było nieporozumienie –powiedziałam zawstydzona.
-Ah…Serio? A ja myślałam, że coś będzie.
Mina dziewczyny pokazywała rozczarowanie.
-Co? Ty…-zaczęłam.
-No, co? Fajnie by było gdybyście byli ze sobą –powiedziała. –Byłyby takie małe nefilimskie wilki.
-Ty jak coś powiesz to po prostu zmiłuj się Lucyferze.

Obie zaczęłyśmy się śmiać, a później poszłyśmy na lekcję.

sobota, 14 stycznia 2017

Rozdział IV

Perspektywa Toksyny

     Idealnie wręcz! Chłopak dostał bęcki za chęć do życia i miłość do ojczyzny. Dosłownie! 
     Schodząc do kuchni zastanawiałam się, jak to możliwe, że nie pamiętałam, jak ktoś się do mnie dobierał. Widocznie byłam naprawdę nieźle schlana. I waliło ode mnie wódą na kilometr, co najmniej.
     Ale Kastiel miał u mnie dużego plusa za to, że jako tako zajął się moją Kamilą. No, a że on też pomocy potrzebował to już inna historia... Poczułam, jak moja twarz się rozmraża i woda skapuje z niej powolutku. Czajnik się zagotował. Zalałam herbatę. Wzięłam kubki i zaniosłam na górę.
     Ja to potrafię...
***
     Z nudów wzięłam się za sprzątanie w swoim pokoju. Cóż, w ciągu kilku dni zrobić bajzel to naprawdę potrzeba zdolności. No, chyba, że jest się Toksyną Romance. Wtedy to już łatwizna. W celach porządkowania przebrałam się w biały, trochę przy duży jak na mnie t-shirt z oczojebnym napisem "Anioł Nie Kobieta", jasne jeansowe rurki z dziurami na kolanach. Po pokoju poruszałam się w siwych skarpetkach. Włosy zebrałam w kitkę, co by mi nie lazły do oczu. W takim układzie mogłam spokojnie działać.
     Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Zielone ściany, jedna całkowicie oklejona plakatami przeróżnych zespołów typu "Evanescence", "Skillet", "Three Days Grace" i moimi własnymi rysunkami. Szkicowałam ołówkiem. Nawet realistycznie, tam się wkradały jakieś nieczystości, ale nikt ich nie zauważał. Uśmiechnęłam się, patrząc na obrazek przedstawiający Sugar Skull.
    Moja najnowsza praca. Prrr, Toxic! Koniec samozachwytu, bierz się do roboty! 
     Wzięłam do ręki telefon i z racji tego, że nie chciało mi się odpalać wieży, włączyłam muzę z komórki. Kilka razy przejechałam palcem po dotykowym wyświetlaczu, by po chwili wsłuchiwać się w pierwsze dźwięki "Call Me When You're Sober". Mam nawet bokserkę z takim napisem. Ale gdzieś się zapodziała w odmętach mieszkania Rozalii.
     - Don't cry on me, if you loved me you would be here with me! - Śpiewałam, zgarniając stertę zwiniętych ubrań z szafy.
     A dlaczego były zwinięte? Bo mi się ka-mać nie chciało ich składać.
    Nawet nie zauważyłam, kiedy otworzyły się drzwi pokoju. Uświadomił mnie o tym mój wyostrzony węch. Ktoś obcy. Powietrze było przesycone zapachem lisa, jak i również człowieka. Kitsune? Jedynym kitsune, jakiego znam, to nieszczęsny gospoś, ale raczej nie zanosiło się na to, aby miał mi złożyć wizytę. Tylko przez fakt, że obudziliśmy się razem w wannie, dostał gongów. Udawałam, że dalej coś robię, w dłoniach tworząc dwa lodowe pociski. Powoli wstałam i odwróciłam się. Zacisnęłam lekko palce na lodzie, prowokując energię do przypływu.
     - Kim ty... O kuźwa! - Zatkało mnie.
     Może ze względu na to, że przede mną stał Nataniel, zasłaniając twarz rękoma.
     - Matko, przepraszam! Nie zorientowałam się nawet, że ktoś wszedł do pokoju.
     - Taka postawa obronna? Heh, też tak czasami mam - powiedział blondyn, słodko się przy tym rumieniąc.
     Awww!
     - Toksyno, jeżeli chodzi o to, co stało się rano...
     - Nie martw się młody! - Uśmiechnęłam się. - Już wszystko wiem. Roza do mnie dzwoniła dosyć niedawno i wszystko wytłumaczyła. Nic mi nie zrobiłeś. To ja tobie zrobiłam niemałe kuku.
     - Matko, a ja się tak martwiłem, że coś cholera zmajstrowałem! - Odetchnął z ulgą blondyn. - Wiesz, miałaś prawo tak zareagować. Sam niewiele pamiętam, a cały ranek zdychałem. Jak mnie zgięło w pewnym momencie to razem z bliźniakami tylko odgarnialiśmy sobie włosy.
     No, nie było aż tak źle. Gorsze jest to, że w pokoju panuje rozpierdziel, a my stoimy w samym jego sercu. I nieomal przymroziłam mu jajka. Niezły początek, nie ma, co.     - To może stąd chodźmy do salonu? - Zaproponowałam. - Ja zrobię coś do picia i sobie usiądziemy na spokojnie, co? Kawa czy herbata?
     - Herbata - odparł z anielskim uśmiechem.
     Zeszliśmy na dół. Nat ulokował zadek na kanapie, ja zaś poszłam do kuchni. Wyjęłam dwa kubki, jeden dla mnie, drugi dla blondyna. Do obu włożyłam torebeczki z herbatą karmelową.
     Moja ulubiona.
     Zanim woda się zagotowała, dosiadłam się do Nataniela, dyskutując o szkole, wyspie i wybrykach ostatniej imprezy.
     - Roza mi gadała, że Kas rzygał dalej niż widział, a dalej chlał. Ja odstawiałam tańce na stole, jakiś Lysander utknął dupą w zlewie w kuchni, a ty grałeś ma garnkach jak na perkusji - zaśmiałam się, streszczając przebieg imprezy.
     - To, jak Lys się zaklinował to jeszcze pamiętam, bo z Leo próbowaliśmy go wyciągnąć. Ale że procenty robiły swoje, to daliśmy się na spokój. I chyba chłopaczyna tak usnął - opowiedział złotooki.
     - A potem pytanie, dlaczego mnie tak dupsko boli? I do głowy przychodzą najbardziej paranoiczne przypuszczenia... - Powiedziałam, wywołując u Nataniela napad śmiechu.
     Nagle ciszę przeciął krzyk. Potem brzęk tłuczonego szkła. Wszystko z góry, dokładniej pokoju Rakanotha. I znów cisza. Zerwałam się przerażona, a na głowie znów pojawiły się wściekło zielone uszy. Nataniel także wstał, a za nim ciągnął się biały, puszysty ogon.
     Ja pierdzielę, co za kurwa zjebany dzień!
     Wbiegłam po schodach, po czym z kopniaka otworzyłam drzwi pokoju starszego Romance. Oczom ukazał się widok pobojowiska. Szyba była może i cała, ale wszędzie walały się szklane odłamki. Najbardziej przeraził mnie fakt, że mój brat leżał bez ruchu na ziemi. Po chwili zjawiła się także Kamila, w ręku dzierżąc miecz.
     - Rakanoth! - Krzyknęłam z przestrachem, dopadając do czarnowłosego.
     Z Natanielem przenieśliśmy go na łóżko.
     Zauważyłam zaczerwienienie pod jego okiem.
     Będzie limo jak nic.
     Kamila poszła sprawdzić, czy nie ma żadnych nieproszonych gości w domu. Ja natomiast przyłożyłam rękę okoloną jasnobłękitną aurą. W sumie, i bez tego mogłabym to zrobić, bo po raz kolejny za moim pośrednictwem zaczęło pizgać w moim otoczeniu.

sobota, 7 stycznia 2017

Rozdział III

Perspektywa Kamili

Rozdział III

            Poranek po imprezie był naprawdę burzliwy. Obudziłam się z Kastielem w jednym łóżku.
-Japierdolę, co tu robisz zboczeńcu pierdolony?! –Wykrzyknęłam na cały głos.
Chłopak obudził się i tak wystraszył, że spadł z łóżka.
-Kurwa dzięki mała! Człowiek ci pomaga, a ty robisz taką pobudkę –mruknął łapiąc się za głowę.
-Jak pomaga?!
-Kurwa nie drzyj się! Po tym ile wypiłaś nie napierdala cię tak mała główka?!
-No może trochę…Sorki…
Malinowe usta chłopaka uniosły się do góry.
-Wczoraj, gdy położyłaś się do łóżka jakiś typek chciał ci coś zrobić. W porę wszedłem do pokoju. Ty później się wystraszyłaś, a ja cię pilnowałem –wytłumaczył nareszcie czerwonowłosym.
-Dziękuję…
            Nagle z dupy poczułam ukłucie w brzuchu. Zerwałam się biegiem i w ostatniej chwili wpadłam do łazienki. Schyliłam się nad muszlą, a cały alkohol wypity poprzedniego dnia wyleciał ze mnie. Poczułam jak ktoś odgarnia mi włosy z karku. Doskonale wiedziałam, że jest to Kastiel.
-Wyjdź –powiedziałam.
-Czemu?
Kolejna fala torsji wstrząsnęła moim ciałem.
-Po, co masz na mnie patrzeć? To jest obrzydliwe.
-A pierdolisz!
Gdy skończyłam przepłukałam gardło.
-No i po co się na mnie gapiłeś? –Zapytałam patrząc do niego w odbiciu lustra.
-No, bo tak.
-Dzięki za przytrzymanie włosów.
Chłopak zaśmiał się i nagle mina mu zrzedła.
            Chłopak pochylił się nad muszlą i zaczął wymiotować. Szybko podbiegłam do niego i złapałam jego włosy.
-Odwet? –Zapytał w przerwie między wymiotami.
-Nawet rzygając umiesz żartować? –Zaśmiałam się.
Na jego usta wniknął łobuzersko uśmiech, jednak szybko zasłoniły go kolejne wymiociny.


            Gdy rozprawiłam się z panem zboczeńcem wyszłam razem z Toksyną. Kastiel zaproponował nam odprowadzenie. Zgodziłyśmy się. Szczerze mówiąc polubiłam go. Jego dokuczanie było dość śmieszne. Zresztą dokuczanie mu i jego złość też.
            Gdy byłyśmy pod samym domem przybił z nami żółwiki i odszedł w swoją stronę. Weszłyśmy do domu i zaczęłyśmy ściągać okrycie wierzchnie.
-A twój poranek jak wyglądał?- Zapytała Toxic.
-Nie lepiej niż twój. Obudziłam się z Kasem w jednym łóżku. Nakrzyczałam na niego, a później się okazało, że niepotrzebnie. Powiedział, że jakiś gościu chciał się do mnie dobrać, a on mi pomógł. Mi zrobiło się głupio, a później poleciałam do kibla. Zaczęłam wymiotować, a on trzymał mi włosy, a później na odwrót.
Obie zaczęłyśmy się śmiać w niebogłosy.
            Rakanoth, brat Toksyny zszedł na dół.
-Na kacu, a takie roześmiane? –Zapytał ze swoim uroczym uśmieszkiem.
-No widzisz jest powód –odparła Toksyna.
-Jaki?
-Miałyśmy niezłe poranki. Ja obudziłam się w jednym łóżku z gościem, który noc wcześniej ratował mnie przed gwałtem –powiedziałam.
-A ja z gościem, który chyba mnie zgwałcił –dodała Toxic.
-Co?! Jakie to skurwiele?! Zajebie ich! Już są kurwa martwi! –Powiedział oburzony chłopak i po chwili warknął.
Zdenerwowany przeczesał swoją czarną czuprynę. Na głowie pojawiły się wilcze uszy, a z tyłu było widać ogon. Rakanoth był naprawdę bardzo zły.
-Nataniel Moore, skurwiel jeden… –odpowiedziała czarnowłosa.
-Ej, Toxic! Tak w sumie, teraz jak myślę na spokojnie…To może było jakieś nieporozumienie. Jak u mnie i Kasa? Zecie on tylko ocalił mi dupę. Dosłownie i w przenośni –powiedziałam. –Możemy z nim to jutro wyjaśnić.
-W sumie…Chyba masz rację.
-Ale jak coś to nie ręczę za siebie. Nikt nie będzie krzywdził moich skarbów.
Rodzeństwo przytuliło się, a ja patrzyłam na nich z uśmiechem.
            Resztę dnia spędziłyśmy w domu. Oczywiście brat Toksyny nie był zadowolony z tego faktu. Pierwszy dzień w nowej szkole, a my imprezujemy, a drugi siedzimy w domu. No, ale z przyjaciółką zakręciłam ładnie rzęsami, zrobiłam obiad i uspokoiłyśmy jego „instynkt macierzyński”.
            Na wieczór, gdy leżałam na łóżku, Toksyna przyszła do mojego pokoju. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem ściągając słuchawki.
-Coś się stało? –Zapytałam.
-No…może…
Usiadłam na łóżku i poklepałam miejsce obok. Wilczyca zaraz usiadła obok.
-Bo… Dzwoniła Roza…Widziała rano tą akcję i… Powiedziała, że to nie było tak jak myślę.
Spojrzałam na nią zdziwionym spojrzeniem. Oczywiście miałam nadzieję, że to nieporozumienie, ale sama w to nie wierzyłam.
-Z Natanielem za dużo wypiliśmy. Ja trochę ze świrowałam. Zaczęłam tańczyć na stole. I jakiś gościu się dowalał. Nat go powstrzymał, a wtedy ten gościu go zadrapał. Też był wilkiem. Później jak już gospodarzyna mnie uspokoiła graliśmy w butelkę i przegraliśmy. Ty już spałaś i to cię ominęło. Zasnęłam z nim w wannie i tyle.
-O kurwa…-szepnęłam.
-Kamila jak mi głupio! Zjebałam go! Nakrzyczałam! Ty go skopałaś! A on kurwa mnie tylko chronił! Jaka ja głupia! –Zaczęła lamentować.
            Dziewczyna w oczach miała łzy, a z jej głowy wyskoczyły zielone, wilcze uszy. Ze spodenek wystawał ogon pokryty zielono-limonkowo-czarną sierścią. Poczułam jak od jej ciała bije chłód.
-Toksyna, to było tylko nieporozumienie. Wyjaśnimy to jutro w szkole –powiedziałam i przytuliłam ją.
W dupie miałam dreszcze, które wstrząsnęły moim ciałem. Musiałam pocieszyć przyjaciółkę za wszelką cenę.
-Ale Kami…!
-Toksyna uspokój się. To tylko nieporozumienie. Kastiel mnie jakoś nie zabił. Nat ciebie też nie zabije –powiedziałam.
-Jak ja cię kocham –wyszeptała dziewczyna.
Przytulałam ją jeszcze chwilę, a później odsunęłam się.
            Łzy na jej policzkach zamarzły od temperatury ciała.
-No i znowu! –Krzyknęła wkurzona dziewczyna.
Spojrzałam na łóżku. Było na nim pełno śniegu. Moje rączki były czerwone od zimna, a ciałem wstrząsały dreszcze.
-T-twoja t-twarz j-jest l-l-lepsza –mruknęłam.
Cała twarz w sopelkach lodu. Wyglądało to komicznie.
-Rakanoth!!! –Krzyknęłam razem z Toxic.
W ciągu pięciu sekund chłopak wbiegł do pokoju, otwierając drzwi z impetem.
-Co się stało? –Zapytał.
-Trochę mną poniosło –powiedziała wilczyca.
-Z-zrobisz mi h-h-herbatę? –Zapytałam.
-O matko, co ja z wami mam? –Zapytał.-Toksyna idź zrób jej herbatę i rozmroź sobie twarz. A ja dam jakieś koce i zmienię pościel.
            Przyjaciółka szybko wybiegła z pokoju.
-Zanim zaczęłaś ją tulić nie mogłaś wziąć koca? Przecież wiesz jak to jest –powiedział chłopak.
-D-d-daj m-mi s-s-spokój!
Rakanoth westchnął ciężko i wyciągnął z mojej szafki gruby koc. Obwinął mnie nim ciasno, a następnie przytulił do siebie.
-Trzy światy z wami mam –powiedział.
Uśmiechnęłam się lekko.
Zimno zaczęło ustępować. Chłopak był taki ciepły i opiekuńczy. Tulił mnie tak mocno, że z łatwością wyczuwałam trochę przyśpieszone i mocne bicie jego serca, oraz zapach lasu.
-Jesteś taka urocza –wyszeptał.
Na moich policzkach wystąpił rakus rumieńcus pospolitus, a serce przyśpieszyło rytmu. Nie czułam już zimna, tylko straszne gorąco.
-D-dzięki, już mi lepiej –jąkałam się.
Wilk uśmiechnął się i z ociąganiem wstał z łóżka. Do pokoju weszła Toksyna z dwoma kubkami parującej cieczy.
-To cię trochę rozgrzeje –powiedziała uśmiechając się.
            Jej twarz nie była już wielką zamarzniętą grudką łez. Policzki przybrały swój rumiany kolor, a uśmiech był ciepły jak zawsze. Starszy Romance wyszedł z pokoju zostawiając nas same. Zawsze wiedział, kiedy trzeba się usunąć. Zmieniłam sobie pościel i usiadłam razem z przyjaciółką na suchym łóżku. Pijąc ciepłe kakao śmiałyśmy się jak zawsze.