niedziela, 29 stycznia 2017

Rozdział VI

Kochani! Z tej strony Toksyna! Chciałabym was przeprosić za to karygodne opóźnienie, ale właśnie zjawiam się, by przebłagać was nowym rozdziałem "Słodkiej Odmienności"
Tylko nie mówcie nic Kamili, bo mnie zabije. XD Także ten, no... enjoy! Zapraszamy także do komentowania i wyrażania swoich opinii!

Perspektywa Toksyny

     Kamila i Rakanoth? No, tego się nie spodziewałam! Ale szczerze mówiąc, to pasują do siebie. Nataniela odprowadziłam do drzwi, ze śmiechem żegnając kolegę. Cóż. Wieczór pełen wrażeń, nie powiem. Zamknęłam drzwi na klucz, a kiedy się odwróciłam, Rakanoth rozlokował się już na kanapie w salonie. Właściwie to przysypiał. Uśmiechnęłam się i cichutko przeszłam obok niego tak, by go nie obudzić. Szybko wspięłam się po schodach na górę i weszłam do swego "królestwa". Z szafki wyjęłam szarozieloną koszulkę i czarne spodenki. Z ulgą wczołgałam się pod limonkowozieloną pościel w czarne tygrysie pasy. Moja ulubiona kolorystyka. Zamknęłam oczy...
***
     Pobudkę zgotował mi budzik, który ustawiam o wiele wcześniej niż Kamila. Może i w moim pokoju panuje większy bajzel, ale ja za to trochę lepiej się organizuję. Z niechęcią wyczołgałam się spod limonkowozielonej kołdry w czarne tygrysie pasy. Doskoczyłam do szafy, z której wyciągnęłam czarny t-shirt z napisem "Suprise, I'm your nightmare", ciemne jeansy z doczepionymi agrafkami, biało-czarny bezrękawnik z kapturem i uszami kota oraz ocieplacze na łapki. Takie w poziome paski w tych samych kolorkach co reszta garderoby. Soł tró imoł, czyż nie? Makijaż był mocniejszy niż pierwszego dnia. Suprise, oto prawdziwa Toksyna, której jak zaleziecie za skórę to zrobi piekiełko. A że będzie w nim pizgało, to już inna kwestia. Włosy związałam w wysoką kitkę. Ok, I'm ready.
      Zgarnęłam swój plecak z przeróżnymi naszywkami i przypinkami, po czym zleciałam na dół. A na dole? Rakanocika już nie było. Od dupy mu odelżało. To dobrze. Zrobiłam kanapki dla naszej trójcy świętej, położyłam na talerzu i sama zwinęłam jedną. Zabrałam się do jej konsumpcji, czekając, aż "zakochana para" zejdzie na dół...
***
     Drugą lekcją miało być NKzM, czyli nauka korzystania z mocy. Ku mojemu, Kami i całego cyrku zwanego "klasą" zaskoczeniu, miały to być zajęcia praktyczne, a każdy mówił, że jest tylko teoria. Staliśmy w sali gimnastycznej, każdy w swojej półformie, jak Bozia przykazała. Cóż, co nauczyciel to inny sposób nauczania. Pomińmy. Poprawiłam kamizelkę i podrapałam się po głowie. Kamila patrzyła na Kastiela, ze wzajemnością. Kuźwa, to zaczyna przypominać "Zmierzch" czy "Pamiętniki Wampirów". Na serio! Ciszę przerywał co jakiś czas czyjś chichot.
     - Patrzcie na tą Toksynkę! - usłyszałam w pewnym momencie. - Widać, że musiała nieźle się wysilić, żeby wydobyć te ciuszki ze śmietnika... A może nie wie, że skarpety nosi się na nogach, a nie łapkach?
     - Patrzcie na tą Barbie! - prychnęłam w odwecie. - Biedna ma tak nudne życie towarzyskie, że aż musi zainteresować się cudzym... Idź się pobaw z dajmonami, bo chyba tylko one cię rozumieją...
     Po towarzystwie przetoczyła się fala śmiechu. Wnerwiona blondie, która śmiała spróbować obrobić mi dupę, aktualnie mało nie waliła piorunami z oczu, patrząc na moją skromną osobę.
     - Jeszcze się policzymy, Romance! - warknęła i polazła gdzieś, postukując swoimi półmetrowymi szpilami.
     - O ile zakład, że będzie chciała, by ktoś napisał jej usprawiedliwienie? - mruknęła Rozalia, mrużąc lekko powieki.
     - HGW. Niech se robi co chce, najwyżej przymrożę jej to i owo... - uśmiechnęłam się.
     W pewnym momencie usłyszałam trzask. Zduszony okrzyk zaskoczenia i powietrze przeciął zapach...
     Łowcy. Nie mogłam się mylić. Ale przecież bariera... Ale niezawodny zmysł węchu wskazywał na jedno. Nataniel wybiegł z sali gimnastycznej w poszukiwaniu siostry. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Nagle ktoś przystawił mi nóż do gardła. Zakapturzona postać.
     Poczułam, że mój napastnik nadciął delikatnie skórę. Maleńką stróżką popłynęła krew. Byłam przerażona. Zastrzygłam uszami. Spojrzałam na Kamilę. W ręku dzierżyła miecz, Kastiel dwie kusze ręczne, gdyż pistoletów nie można było przynosić. Jaka szkoda... Nie mogłam się szarpnąć, inaczej ostrze przetnie moją tętnicę. A wtedy Toxic is dead. I tyle z tematu...
     Po mojej skórze przebiegł dreszcz. Czekałam na jakąkolwiek reakcję ze strony klasy. Nagle Kamila wyrwała do przodu, chcąc zamachnąć się mieczem. Jednak łowca użył mnie jako żywej tarczy... metal zatrzymał się, niemal dotykając mojego brzucha. Byliśmy delikatnie mówiąc - w dupie.
     - Czego chcesz?! - syknęłam. Jednak bałam się jak jasna cholera.
     - A czego może chcieć łowca? - spytał.
     Nagle usłyszałam odgłos uderzenia. Łowca osunął się, wciąż trzymając w dłoni nóż. Ostatnim odruchem rozciął mi policzek. Krzyknęłam z bólu i skuliłam się. Krew, tyle krwi... Odwróciłam się, wzrokiem napotykając Nataniela trzymającego w dłoni łopatę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz