sobota, 4 lutego 2017

Rozdział VII

Perspektywa Kamili


            Wszystko działo się dość szybko. Najpierw mierzyłam się z Kasem spojrzeniami, a później w Sali pojawił się Łowca. Niestety, jako zakładniczkę wziął Toksynę. Strach zawładnął moim ciałem. Nie chciałam żeby coś jej się stało. Doskonale wiedziałam, że najmniejsze jej szarpnięcie mogło rozciąć jej tętnicę. Dziewczyna też to wiedziała, dlatego stała w bezruchu. Ja trzymając w ręce miecz zastanawiałam się jak zaatakować, a obok mnie stał Kastiel z kuszami.
            W ułamku sekundy zobaczyłam Nataniel, który po cichu wszedł na salę z łopatą… Pomińmy jego pomysłowość. Spojrzałam na zakapturzonego łowcę. Nie chciałam, aby wyczuł zapachu lisa, dlatego wyrwałam się do przodu zatrzymując miecz przy brzuchu wystraszonej Toxic. W tym momencie gospodarz uderzył łowcę łopatą. W ostatnim ruchu napastnik przeciął policzek Toksyny. Dziewczyna osunęła się, ale blondyn złapał ją w ramiona.
-Lećcie po apteczkę! –Krzyknęłam i uklękłam przy dziewczynie.
-Nataniel…Kamila, dziękuję.
-Ale miałam stracha –wyszeptałam.
Rozalia podała mi apteczkę, a ja szybko odkaziłam ranę przyjaciółki i założyłam opatrunek. Przez cały ten czas Nataniel trzymał dziewczynę w swoich ramionach.
Było widać, że pomiędzy ich dwójką coś się buduje. Oczywiście wiedziałam, że gospodarzyk podoba się mojej przyjaciółce, ale nie mogłam wiedzieć, co czuje lisek. Postanowiłam wszystko wybadać. Widziałam ich spojrzenia. Jednak żadne nie chciało wykonać tego kroku. I to mnie trochę denerwowało. Postanowiłam, że wkrótce z pomocą białowłosej sparuje tą dwójkę.
Chwilę po tym, jak opatrzyłam Toxic do Sali wbiegli nauczyciele i pielęgniarka. Dwójka z nauczycieli była w strojach sportowych, a jeden ubrany zwyczajnie. Od razu cała ich czwórka podbiegła do zakapturzonej postaci.
-Mówiłem, że to zły pomysł. Mogło stać się coś złego –powiedział mężczyzna w stroju.
-Nie mogliśmy tego przewidzieć –odpowiedziała kobieta.
-Czy ktoś nam wyjaśni, co tu się stało?! –Zapytałam zła.
Nauczyciele dopiero w tamtej chwili spojrzeli na nas.
-Elias, Solar weźcie go razem z Carmen. Ja im wszystko wyjaśnię –rozkazał mężczyzna w normalnym ubraniu.
            Po pięciu minutach siedzieliśmy wszyscy na Sali i patrzyliśmy na wysokiego mężczyznę. Miał on brązowe włosy i piwne oczy. Bynajmniej tak mi się wydawało, odległość utrudniała zidentyfikowanie ich. Ubrany był w obcisłe jeansy i czarną koszulkę, która pokazywała jego mięśnie.
-Jestem Riley Hunter- zaczął.
-Nie obchodzi nas, kim jesteś! Mów, co to miało znaczyć? –Przerwałam mu niezbyt miło.
-Panno Angel! –Zganił mnie.- Właśnie do tego dążę. To miały być wasze ćwiczenia z obrony. Chcieliśmy zobaczyć jak sobie radzicie. Musze przyznać, że zaskoczyliście nas. W większości klas wszyscy wpadali w popłoch. Dwie klasy próbowały walczyć, ale im to nie wyszło. Wy, jako jedyni zdołaliście uratować przyjaciółkę. No, ale wymsknęło się to z kontroli. Nie myśleliśmy, że zaatakujecie aż tak skutecznie i obezwładnicie nauczyciela.
-Czy wy sobie kurwa jaja robicie?! –Krzyknęła, nie umiejąc się opanować.- Czy wy w ogóle myślicie?!
-Angel masz się w tej chwili uspokoić!
Mężczyzna był wyraźnie zdenerwowany.
-A, kim ty do cholery jesteś, że możesz mi rozkazywać?!
-Waszym wychowawcą.
            W Sali zapanowała cisza. Rzeczywiście nie poznaliśmy jeszcze naszego wychowawcy. Powiedziano nam, że miał ważną sprawę, ale niedługo miał wrócić. Podejrzewam, że nikt z nas nie spodziewał się go poznać w takich okolicznościach.
-Widzę, że nareszcie dasz mi dojść do słowa –nauczyciel skomentował moje milczenie.- Nie jesteście żadnymi królikami. Chcieliśmy tylko zobaczyć wasz poziom. Cały czas kontrowaliśmy wasze emocje i myśli. Widzieliśmy wszystko. To było jednorazowe badanie. Nie miało na zadaniu was wystraszyć, lecz sprawdzić zachowanie.
-Ale coś mogło się stać Toxic! –Zdenerwował się Nataniel.
Jego lisie uszy i ogon cały czas stały na baczność.
-To był nauczyciel i nie było takiej mowy.
-To jest kpina! Jesteście pojebani! –Wzburzył się Kastiel.
            Spojrzałam na niego zdziwiona. Co prawda widziałam jak chciał mi pomóc w uratowaniu przyjaciółki. Jednak myślałam, że miał wywalone na to, co zrobili nauczyciele. Dopiero, gdy krzyknął spojrzałam na niego. Stał kilka metrów dalej. Kuszę miał opuszczoną w dół. Jego oczy były czerwone niczym ogień. Naprawdę się denerwował.
-Nie jesteśmy jakimiś pieprzonymi bachorami do doświadczeń! –Wykrzyknął ponownie.
-Evans chyba zdecydowanie przesadzasz!
-Przymknij pysk Riley!
Czerwonowłosym opuścił kuszę i ścisnął ręce w pięści.
-Radzę ci się opanować Kastiel.
Nauczyciel i chłopak mierzyli się złymi spojrzeniami.
-Pierdol się ty marionetko! Chyba was pojebało! Na pewno nie będziesz moim wychowawcą!
-Biedny Kasiu będzie musiał się słychać swojego…
W następnej chwili wszystko działo się tak szybko, ze ledwo mogłam to zaobserwować. Ruda małpa szybko pochwyciła miecz jakiejś dziewczyny, która stała obok i ruszył na bruneta. Kątem oka widziałam jak nauczyciel tez wykonuje jakiś ruch. Jednak nie zauważyłam go, bo ruszyłam niczym błyskawica. W ułamku sekundy znalazłam się naprzeciw wychowawcy i zatrzymałam atak Kasa swoim mieczem.
            Ostrza wydały głośny dźwięk. Wszyscy w sali skrzywili się. Jedynie ja i Kastiel tego nie usłyszeliśmy. No może nie do końca. Słyszałam to jak przez grubą ścianę. Stałam, mocno ściskając miecz i patrząc w oczy czerwonowłosego. Ich czarny kolor z każdą sekundą znikał. Tęczówki wracały do szarej barwy, a usta nie wykrzywiały się w grymasie zdenerwowania, lecz zaskoczenia. Nie wiedziałam ile tak staliśmy. Może parę sekund, może minut. Ocknęliśmy się, gdy rozbrzmiał dźwięczny śmiech.
            Błyskawicznie opuściliśmy miecze i spojrzeliśmy na osobę, która się śmiała. Był to brunet stojący za mną.
-No proszę, proszę. Będzie jeszcze lepiej niż myślałem –powiedział Riley.- Na dziś koniec zajęć. Panie Romance i Angel razem z panem Moore dostają szóstki.
Mężczyzna wyszedł. Bez jakiegokolwiek innego słowa. Odszedł śmiejąc się.
            Przez chwilę w Sali panowała cisza, a później wszyscy zaczęli coś mówić. Toksyna wołała mnie, ale ja nie reagowałam. Patrzyłam jak Kastiel szybko znika z Sali. Bez zastanowienia pobiegłam za nim. Z hukiem otworzyłam drzwi Sali gimnastycznej i wybiegłam przez nie. Nefilim szedł wolnym, ale zdenerwowanym krokiem w stronę szkoły, a później jak gdyby nigdy nic rozłożył skrzydła i wzbił się w górę. Uczyniłam to samo. Miękko i z gracją kota wylądowałam na dachu szkoły. Podeszłam do chłopaka.
-No i po chuja za mną idziesz? –Zapytał.
-Bo się o ciebie martwię debilu! Czy ty naprawdę jesteś durny?
-A może tak?
-No właśnie nie może tylko na pewno! Kto normalny rzuca się na nauczyciela?!
-To chuj, a nie nauczyciel! Skurwysyn jebany! Lizus pierdolony! Jebana w dupą męska kurwa i nic więcej! Bękart pierdolony!
Patrzyłam szeroko otwartymi oczami na chłopaka. W jednej chwili zrozumiałam wszystko. Na Sali nie myślałam logicznie i nie dotarło do mnie pewna oczywistość. Podkuliłam nogi i objęłam je rękami. Patrzyłam na miasto, tak jak chłopak obok.
-Skąd go znasz? Kim dla ciebie jest? –Zapytałam cicho.
-A myślałem, że jesteś tak głupia jak Su –powiedział, uśmiechając się lekko.
Złość powoli z niego uchodziła. Zastępowała ją obojętność.
-Ej! To wielka obraza! –Powiedziałam ze śmiechem, szturchając go w ramię.
-Riley to mój przyrodni brat –odezwała się po chwili ruda małpa.- Wiesz jak to jest u nas. Upadli biorą sobie każdego do łóżka. Nieliczne dzieci są ze szlachetnej krwi. Reszta to Bękarty. Ci z chimer, hybryd i ludzi. Riley taki jest. Mój ojciec spłodził go z jedną z ludzkich kobiet.
-No i co z tego? Jest niższy klasą od ciebie –skomentowałam.
-Nie do końca. Riley od dziecka był sprytny. Podlizywał się od dwunastego roku życia. Wiesz, że nie wszyscy u nas są hetero. Dawał dupę, komu tylko się dało żeby tylko dostać wyższą rangę. Aż w końcu doszedł do naszego ojca. Ciągle się mu podlizywał, dawał dupy. A on, co na to? Stawiał go wyżej ode mnie. Pomimo, że jestem czystej krwi…Ten pierdolony Bękart jest wyżej ode mnie! Ciągle się buntowałem przeciw tym dwóm idiotą. Często biłem się z Riley`m. On i tak zawsze był wyżej ode mnie. Pomimo, że jestem prawą ręką ojca, on słucha się tego małego sukinsyna! Wszystkie rozmowy na temat armii, jakie przeprowadzamy są zawsze w obecności tego chuja. Siedzi cały czas na kolanach Lucyfera i się do niego łasi, a ten go słucha. Chcę udupić tego sukinsyna!
            Cały czas słuchałam go ze spokojem, bez zdziwienia. Podejrzewałam, że ojciec Kasa jest jednym z wyższych ranga Upadłych. Nie podejrzewałam jednak samego Lucyfera, ale cóż…Tak też mogło być. Nic już nie mogło mnie zdziwić. Gdy Kastiel skończył spojrzałam na niego.
-Jak masz zamiar to zrobić? Skoro on jest tak ważny dla Pana to możesz mieć przejebane.
-Wiem to. Nie wiem jak go udupię. Ale jakoś to zrobię.
-W razie, czego zawsze ci pomogę. A teraz proponuję wagary i wyjście na jakąś kawę, co? –Zapytałam.
-Hehe, no okej mała.
-Mała to jest twoja pała, ja jestem niska –powiedziałam, wystawiając mu język.
-Osz ty…
Chłopak zaczął mnie łaskotać. Po kilku minutach przestał. Poszliśmy się przebrać, bo jakoś paradowanie w stroju na w-f mnie nie kusiło. Nie to, żeby był nie wygodny albo coś. Był po prostu trochę…Skromny. Wybierała mi go Toksyna. Były to czarne, króciutkie spodenki, które ledwo zasłaniały tyłek, biała koszulka, która przylegała do mojego ciała, a na nią biała bluza, a na nogach czarne zakolanówki i trampki. Jednym słowem trochę skąpo. Dlatego przebraliśmy się i poszliśmy miło spędzić popołudnie.

           



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz