sobota, 18 lutego 2017

Rozdział IX

Perspektywa Kamili

     Kas zaprowadził mnie do miłej i przytulnej kawiarni niedaleko liceum. Chłopak poszedł zamówić kawy, a ja ściągnęłam kurtkę i usiadłam przy stoliku, przyglądając się wystrojowi. Ściany lokalu były koloru mlecznej kawy z białymi i czarnymi zdobieniami gdzie nie gdzie. Z sufitu zwisały żyrandole z kryształkami. W całej kawiarni panował półmrok, co dodawało nastroju. Stoliki były kwadratowe z odcieniu ciemnej czekolady, tak samo krzesła. Pod ścianami były natomiast kanapy o jeden odcień ciemniejsze niż ściany. Całą ścianę naprzeciw wejścia zajmował kontuar, za którym stali kelnerzy. Jednym słowem kawiarnia była duża.
     Uśmiechnęłam się widząc czerwonowłosego, który niósł na tacce kawy i talerzyki z ciastkami. Chłopak postawił tacę na stoliku i podał mi karmelową latte i kawałek ciastka czekoladowego, a następnie odstawił tackę na bok i zabrał z niej ciastko truskawkowe i druga latte.
     - Dziękuję rudzielcu – powiedziałam, uśmiechając się wrednie.
     - Jak zawsze miła. Uważaj, bo kiedyś skrócę ci ten język - odparł, krojąc ciastko.
     - Pozwalam ci marzyć dalej.
     - Jesteś cholernie irytująca.
     - A powiesz mi coś czego nie wiem?
     Kas westchnął głośno. Uśmiechnęłam się lekko. Chłopak wyglądał uroczo, gdy się denerwował.
     -Tak w ogóle, to niezły masz refleks. Jeszcze nikt nie zareagował tak dobrze na mój atak –powiedział po chwili Kastiel.
     - Dzięki.
     - Em… Sorki, że się zapytam, ale… Jakie masz pochodzenie?
     Zdębiałam na chwilę i opuściłam wzrok.
     - Wiesz…Jeśli nie chcesz to nie mów… -dodał rudzielec, widząc moje zakłopotanie.
     I tak się kiedyś dowie. Dajesz Kamila! Dasz radę! Najwyżej nie będzie chciał ciebie znać…O kurwa! Muszę być jakimś jebanym Bękartem?!
     Podniosłam głowę i ze strachem w oczach spojrzałam na chłopaka. Ręce położyłam na kolanach i zacisnęłam w pięści.
     -Moim tatą jest Dagon –zaczęłam cicho, - a mama…jest…człowiekiem.
     Wystraszona spojrzałam na czerwonowłosego. Jego twarz wyrażała zaskoczenie. Nie wiedziałam, jak do końca przyjął tą wiadomość. Bałam się jego relacji. Po chwili jego usta otworzyły się, a chłopak chciał coś powiedzieć. Sekundy przeciągały się w wieczność. Bałam się, co powie Kastiel.

Perspektywa Kastiela

     Gdy dziewczyna wypowiedziała jakie ma pochodzenie zamurowało mnie.
Ty pierdolony chuju! Kurwa jego mać! Ćwoku jebany! Popierdoleńcu! Po chuja wyzywałem tych nieczystej krwi od Bękartów?! Ona mnie teraz znienawidzi! Kurwa zawsze wszystko spierdolę! Ja pierdolę! Przecież ona jest inna. Nie myślę o niej jak o kimś kto mnie odstrasza. Nie czuję do niej wstrętu. Kurwa! Kastiel ty jebany skurwysynie wyduś jakieś słowa z siebie!
     Kamila cały czas patrzyła na mnie ze strachem w oczach.
     Nie bój się mnie, kotku…Ja…cię…Ah…Kastiel kurwa no! Teraz musisz coś jej powiedzieć, a nie rozwodzić się nad tym co do niej czujesz!
     Spojrzałem na czarnowłosą i po chwili spuściłem wzrok.
     - Kami… Ja…Naprawdę cię przepraszam. Mogłem wcześniej pomyśleć. Nie myślę o tobie tak o Riley`im. Ty jesteś inna. Wyjątkowa, wspaniała, jedyna w swoim rodzaju. Naprawdę mi przykro, nie chciałem cię wtedy urazić. Jesteś naprawdę dobra. Nigdy bym nie pomyślał, że twoją mamą jest człowiek. Jesteś o wiele silniejsza…
     Dziewczyna przerwała mi w pół zdania, ciągle patrzyła na swoje dłonie, które trzymała pod stołem.
     - Od małego dużo trenowałam. Gdy poszłam do szkoły wszyscy mówili, że jestem słaba i nigdy do niczego nie dojdę. W końcu wypisano mnie ze szkoły. Dagon nie chciał mnie widzieć. Wróciłam na ziemię do mamy, ale ona mnie nie chciała. Gdy wróciłam do domu powiedziała, że jestem potworem i nie chce mnie. Oddała mnie moim rodzicom zastępczym. Pokochałam ich i nie myślałam o matce. Stali się oni dla mnie prawdziwą rodziną. Postanowiłam, że to dla nich będę najlepsza. Dużo z nimi trenowałam. W końcu osiągnęłam taki efekt. Zawdzięczam to tylko ciężkiej pracy i wysiłkowi.
     Słuchałem Kamili z szeroko otwartymi oczami.
Od początku miała ciężko w życiu. Dużo przeszła…Tyle wycierpiała. To dlatego jest taka silna i nie daje sobą pomiatać. Dlatego ciągle mi się odgryza. Ah… Kas, ty debilu.
     Wstałem od stolika i podszedłem do dziewczyna. Spojrzała na mnie zaskoczona. W jej oczach lśniły łzy. Przytuliłem ją do siebie, mocno i czule. Zacząłem głaskać ją po miękkich włosach.
     - Jesteś naprawdę silna, podziwiam cię, Kami –wyszeptałem jej do ucha.

Perspektywa Kamili

     Kastiel zupełnie zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Myślałam, że zwyzywa mnie i wyjdzie, a on zrobił inaczej. Gdy mnie przytulił od razu wtuliłam się mocniej. Po chwili chłopak odsunął się i odgarnął niesforny kosmyk z mojej twarzy.
     - A teraz o tym zapomnimy? –zapytał.
     - Yhym –mruknęłam z uśmiechem.
     Chłopak wrócił na swoje miejsce. Rozmawialiśmy i jedliśmy ciastka oraz piliśmy kawę. Wyszliśmy około osiemnastej.
     - Pozwolisz się odprowadzić? – zapytał chłopak, gdy wyszliśmy z kawiarni.
     - Nie – odparłam wystawiając język.
     - A tu nie masz nic do gadania – odparł z uśmiechem.
     - Ah…Skoro tak, to chodź.
     Gdy byliśmy niedaleko mojego domu zaczęło padać. Z początku się tym nie przejmowaliśmy, jednak deszcz po chwili zaczął mocniej padać, dlatego zaczęliśmy biec do mojego domu. Szybko otworzyłam zamknięte drzwi i weszłam z chłopakiem do środka.
     - Siedzisz tu, dopóki nie przestanie padać – rozkazałam Kasowi.
     - Mi to odpowiada –powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
     - Ah…Rozbieraj się zboczeńcu.
     - Lubię jak dziewczyny przechodzą od razu do rzeczy – mruknął mi do ucha.
     Chłopak położył ręce na moich biodrach i przyparł do ściany, a następnie podgryzł ucho. Doskonale czułam jego zapach. Dym papierosów, mięta, nutka nefilima, silna moc, a to wszystko wymieszane z deszczem. Odgarnęłam niestosowne myśli na bok i lekko lecz stanowczo odepchnęłam małpę.
     - Nie zapędzaj się rudzielcu –powiedziałam.
     Po ściągnięciu butów i kurtki poszłam do kuchni. Na blacie kuchennym leżała karteczka.
     - Z Rakanoth`em pojechałam do rodziców. Nie będzie nas trochę. Trzymaj się :* Toksyna-przeczytałam na głos.
     Coś mi tu nie gra…
     - Co jest mała? – zapytał Kas wchodząc do kuchni.
     - Em…Toxic zostawiła kartkę, że pojechała z bratem do rodziców, ale…
     - Coś ci nie pasuje?
     -Yhym…
     Szybko rozejrzałam się po kuchni, panował w niej porządek. Było to dość dziwne, bo ani Toxic, ani Rakanoth nie lubią sprzątać. Weszłam do salonu i zapaliłam światło. Tam również było czysto. Filmy leżały poukładane na półkach, gazety na ławie, a sofa była pościelona. Zaczęłam rozglądać się po całym domu. Wszędzie było czysto, za czysto.
     - Ej, mała czemu latasz jak powalona? – zapytał Kas, gdy stałam przed drzwiami pokoju Toxic.
     -Tu naprawdę coś nie gra. Pismo nie jest Toksyny, w domu jest za czysto, gdyby pakowali się w pośpiechu był by bałagan. Oni prawie nigdy nie sprzątają. Muszę zajrzeć do ich pokoi. Sprawdź teren wokół domu, proszę.
     Chłopak bez wahania wyszedł.
     Bez namysłu otworzyłam drzwi do pokoju przyjaciółki. Był tam porządek. Wszystko leżało na swoim miejscu, łóżko było pościelone. Zajrzałam do szafy dziewczyny. Ubrania były jak zawsze nie poukładane. Podeszłam do toaletki. Nie brakowało ani jednego kosmetyka, czy biżuterii. Toksyna nie ruszyła by się bez nich. Zajrzałam pod łóżku, walizka wilczycy nadal tam leżała.
     - Pojechała do rodziców bez kosmetyków i ubrań? Niemożliwe – powiedziałam sama do siebie.
     Szybko zaczęłam sprawdzać szafki nocne dziewczyny, jednak nic w nich nie znalazłam. Poczułam mocną moc i spojrzałam na drzwi pokoju. Stał w nich Kastiel.
     - Nic. Wszystkie ślady zatarte, a nawet jeśli były to zmył je deszcz.
     - Przeszukałam wszystko, ale nie mogę nic znaleźć. Wiem jedynie, że na pewno coś jest źle. Toxic nigdy nie ruszyła by się bez kosmetyków i ubrań.
    -Sprawdzałaś pod materacem? – zapytał unosząc brwi.
     Szybko i bez namysłu wywaliłam materac na podłogę. Na deskach leżał czarno-niebieski notes. Chwyciłam go w ręce i otworzyłam pierwsza stronę.
      - Pamiętnik Toksyny Romance, jeśli tkniesz zginiesz –przeczytałam cicho.- Ona mnie zabije.
     - Jeśli naprawdę coś się jej stało to musisz to zrobić. Jeśli chcesz pójdę.
     - Nie! Zostań. Nie chcę być sama. Jeśli udało im się porwać dwoje alf, to ja sama nie dam sobie rady. We dwójkę też nie damy rady. Musimy dowiedzieć się jak najwięcej.
     - Nie bój się, będę przy tobie.
     Zacisnęłam palce na pamiętniku i wyszłam z pokoju, rudzielec wiedział o co chodzi i poszedł za mną. Weszłam do pokoju Rakanoth`a i zaczęłam swoje przeszukanie.
     - Pomóż mi –powiedziałam do Kasa.
     - Nie rozkazuj.
     - Kastiel, to nie jest czas na kłótnię!
     Zajrzałam pod łóżku, pod materac, ale nie znalazłam nic oprócz świerszczyków. W szafkach nocnych leżały jakieś nic nie warte kartki. W szafie natomiast spoczywały ubrania i walizka.
     - Nic. Chodź do mojego pokoju –powiedziałam.
     Usiadłam na wielkim łóżku, a Kastiel usadowił się obok mnie. Otworzyłam pamiętnik Toksyny. Ręce lekko mi się trzęsły. Przekartkowałam go. Na ostatniej stronie była przyklejona koperta. Otworzyłam ją i wyciągnęłam biżuterię. Był to naszyjnik. Budowę miał dość prostą. Srebrny listek przywieszony do cienkiego łańcuszka. Na listku widział napis „Wataha ponad wszystko”. Spojrzałam pytającym wzrokiem na Kasa.
     - Wygląda dość znajomo. Sprawdź jeszcze kopertę. Może coś w niej będzie –zaproponował rudzielec.
     Wykonałam jego polecenie. Rzeczywiście w środku znajdowała się mała karteczka. Pismo na niej było inne niż Toksyny, ale również inne niż to na kartce w kuchni.
     - Moja mała, ten naszyjnik pozwoli ci teleportować się między Kotonatte, a naszym lasem. Kocham cię, mama – przeczytał Kastiel.
     - O matko! Nie wiedziałam, że Toxic ma coś takiego.
     - Ale wiesz co to oznacza?
     - Tak…teraz na sto procent wiem, że ktoś porwał Toksynę i Rakanoth`a. Raczej nie podróżowaliby pieszo mając takie coś.
     - No właśnie. Wiedział, że jest to znajome. Ma to większość Alf. Robią to czarodziejki, ułatwia to podróże.
     - Kas musimy im pomóc!
     - Wiem maleńka. Na razie musimy skupić się na tym kto ich porwał i co tu się stało. Jest jedno zaklęcie…
     - Które pozwala zajrzeć w przeszłość, ale wymaga dużo energii –dokończyłam.
     - Tak… Nie mamy na tyle mocy. W szkole nigdy tego nie uczyli. Znają to tylko demony i potężne czarodziejki.
     - Musze spróbować. Ona jest dla mnie rodziną. Jest jak moja siostra. Musze to zrobić dla niej, dla nich obu.
     - To jest niebezpieczne! Daj mi jeden dzień i znajdę ci kogoś kto to wykona.
     - Nie mam tyle czasu.
     Zła wstałam z łóżka i podeszłam do swojej komody. Wyciągnęłam z niej wielką księgę.
     - Skąd ty… - zaczął Kastiel.
     - Wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Siedź na łóżku i mnie pilnuj –rozkazałam.
     - Mówiłem, że masz mi..
     - Kurwa idioto! Przestaniesz w końcu! Oni są dla mnie rodziną! Nie pozwolę ich skrzywdzić! Jeśli nie chcesz to idź stąd do cholery!
     Twarz chłopaka zdębiała, a oczy powiększyły się. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę co jest tego przyczyną. Po moich policzkach spływały słone łzy. Nefilim szybko znalazł się przy mnie i mocno mnie przytulił.
     - Pomogę ci, ale uważaj na siebie. Gdy zobaczę, że coś jest nie tak przerwę ci.
     - Dobrze-wyszeptałam.
     Kas pocałował mnie w czoło.
     Musiałam spróbować. Toksyna i Rakanoth byli dla mnie naprawdę ważni. Wilczyca była dla mnie siostrą, zawsze mogłam na niej polegać i ona na mnie. Nie chciałam aby stała się jej krzywda. A co do wilka… Nie wiedziałam do końca co czuję. Pocałunek z nim był wspaniały. Przy nim czułam się szczęśliwa, ale był jeszcze Kastiel. Nefilim wzbudzał we mnie mieszane uczucia. Raz miałam ochotę przytulić się do niego, a raz pierdolnąć go tak żeby poleciał na księżyc. Jednak w tamtej chwili musiałam odłożyć miłosne sprawy na bok. Najważniejsza była Toxic.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz