sobota, 21 stycznia 2017

Rozdział V

Perspektywa Kamili

            Trzymając miecz przy sobie sprawdzałam teren wokół domu. Włamywacz był sprytny i wkoło rozsypał werbenę i rumianek, które przygłuszyły jego zapach. Nie można było określić, do jakiej grupy należy. Sprawdziwszy wszystko wróciłam do domu. Toksyna i Nataniel siedzieli w pokoju Rakanoth`a, który się obudził.
            Pod jego okiem widziałam czerwony ślad, który przemieni się w piękne limo.
-Nic nie pamiętasz? –Zapytał Nataniel.
-Jaki kawałka –odpowiedział chłopak.
-A zapach? –Zapytałam opuszczając miecz.
-Miał rumianek i werbenę –odparł.- Nic nie wyczułem. To była niecała sekunda.
-Wkoło domu też nic nie ma. Porozrzucał zioła –mruknęłam.
Widziałam, że ogon Nataniel już się schował. Za to uszy i ogon Toxic opadły. Wyrażały smutek i rozpacz. Wilczyca przytulała brata, a jej oczy wyrażały ból i smutek.
-Toksyna będzie mu zimno –powiedziałam.
Dziewczyna odsunęła się z niechęcią od brata.
-Dzięki mała, w prawdzie już mi zimno.
Wilk uśmiechnął się szeroko, a ja odpowiedziałam mu tym samym. Podeszłam do łóżka i okryłam go kocem.
-Sory, że się wtrącam, ale…Tu jest okno wybite. Gdzie on będzie spał? –Zapytał Nataniel.
            Razem z przyjaciółką popatrzyłyśmy na niego zdziwione.
-Oj Nataniel panikujesz –zaczął czarnowłosy –prześpię się na kanapie.
-Tylko żeby nic ci się nie stało –powiedziała Toksyna i znowu wtuliła się w brata.
-Oj przesadzasz maleńka. Nic mi się nie stanie. Kamila sprawdzała teren i jest spoko, nie? –Uspokajał ją.
Podeszłam i przeczesałam palcami kosmyki włosów przyjaciółki.
-Według mnie wszyscy powinniśmy już iść spać. Jutro trzeba iść do szkoły –powiedziałam.
Szkolny gospodarz i starszy Romance zgodzili się ze mną. Blondasek wziął Toxic pod ramię i zaprowadził do pokoju.
            Rakanoth chciał wstać, ale zachwiał się, a ja go złapałam. No może nie do końca. Chłopak był dla mnie za ciężki i silny. W efekcie upadliśmy na podłogę zderzając się głowami. Huk był niesamowity, tak samo jak ból głowy.
-Przepraszam –mruknął czarnowłosy.
-Nic mi nie jest, spoko –odparłam.
Spojrzałam w jego oczy. Miały przyjemny kolor młodych liści. Mogłam w nie patrzeć dość długo. Czułam się nimi oczarowana. Moje serce szybciej zabiło, a krew zawrzała. Podniosłam rękę, chcą sprawdzić gładkość skóry brata mojej przyjaciółki. Nie czułam jak to robiłam. Tak jakby robił to ktoś inny, władał nad moim ciałem. Chłopak przymknął oczy i odgarnął moje niesforne kosmyki włosów za ucho.
-Jesteś tak piękna –wyszeptał aksamitnym głosem.
Jego dłoń powędrowała na mój podbródek, a kciuk pogładził rozwarte wargi. Wilk zaczął zbliżać swoją twarz do mojej.
            No, ale nic, co piękne nie trwa długo. Do pokoju wbiegła rozjuszona Toksyna, a zaraz za nią Nataniel.
-Nic wam nie…! O kurwa!
Wilczyca spojrzała na nas zdziwiona, a my szybko odskoczyliśmy do siebie. Oczywiście musiałam zderzyć się z chłopakiem głową. Jednak po chwili siedzieliśmy jakiś kawałek od siebie na podłodze. Spojrzałam na przyjaciółkę. Jej usta były rozwarte, nie wiedziała, co powiedzieć. Nataniel stał obok z ogromnym rumieńcem i zdziwieniem wypisanym na twarzy.
-Ja myślałam… Hukło i… Ktoś... Wszedł… Przepraszam!
Wilczyca wybiegła z pokoju, a za nią Nataniel.
            Odetchnęłam głęboko i przeczesałam dłonią włosy. Rakanoth zrobił to samo. Gdy tylko na niego spojrzałam dostałam rumieńca, tak jak dwójka licealistów przede mną. Szybko wstałam i wybiegłam z pokoju. Wbiegłam do swojego i zamknęłam drzwi na klucz. Skuliłam się pod drzwiami i starałam opanować myśli.
My się prawie pocałowaliśmy! To brat mojej przyjaciółki! Przecież ona mnie zabije! Kurwa no! Jestem głupia!
Spojrzałam na swój pokój. Czarne ściany z białymi akcentami. Naprzeciwko mnie łóżko, a dalej okno z szerokim parapetem. Przy łóżku po obu stronach czarne szafki nocne. Po mojej lewej drzwi do łazienki, szafa i biurko. Przed łóżkiem biały, miękki dywan na ciemnych panelach. Czerń i mrok, tak jak lubiłam. Samotność w tym pokoju była rozkoszą. W przeciwieństwie do Toksyny sprzątałam w pokoju. Więc zawsze było tam znośnie.
            Ubrałam się w czarne, krótkie spodenki, białą przetartą koszulkę i położyłam pod biało-czarną pościelą. Telefon ładował się na szafce nocnej. A miecz… No cóż został w pokoju pana, z którym prawie się całowałam.
Wezmę go jutro…
Zamknęłam zmęczone oczy. Dość szybko wpadłam w objęcia morfeusza.


            Obudził mnie ryk budzika. Niechętnie usiadłam na łóżku i roztarłam zaspane oczy. Szybko podeszłam do szafy. Wybrałam szare rurki, białą bokserkę i sweterek, tego samego koloru, na jedno ramię. Wzięłam prysznic, ubrałam się i lekko pomalowałam. Szybko się spakowałam i otworzyłam drzwi.
            Wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy przed drzwiami ujrzałam pana Romance z piąstką uniesioną do góry.
Chciał zapukać…
-Em…Coś się stało? –Zapytałam, poprawiając czarny plecak na ramieniu.
-Ja…Chciałem przeprosić za wczoraj. To nie powinno się wydarzyć, ja…Straciłem kontrolę…Przepraszam Kam –powiedział spuszczając głowę.
-Okej. Nic się nie stało.
-Em…Mam twój miecz…
-Dzięki.
Uśmiechnęłam się do niego lekko i rzuciłam broń na łóżko. Razem z chłopakiem zeszłam na dół. W kuchni siedziała Toksyna. Zjedliśmy śniadanie w niezręcznej ciszy, a później poszliśmy do szkoły.

            O pierwszej lekcji czarnowłosa przyjaciółka zaciągnęła mnie do toalety.
-Łączy cię coś z Rakanoth`em? –Zapytała.
-Ja…To wczoraj…To było nieporozumienie –powiedziałam zawstydzona.
-Ah…Serio? A ja myślałam, że coś będzie.
Mina dziewczyny pokazywała rozczarowanie.
-Co? Ty…-zaczęłam.
-No, co? Fajnie by było gdybyście byli ze sobą –powiedziała. –Byłyby takie małe nefilimskie wilki.
-Ty jak coś powiesz to po prostu zmiłuj się Lucyferze.

Obie zaczęłyśmy się śmiać, a później poszłyśmy na lekcję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz